TOP 10: Niedoceniane youngtimery
10. Opel Monza A1
Tak – Ople mogą być fajne – zwłaszcza jeśli pod maską mamy 6 cylindrów. Tak – Monza jest już dawno YT, ale po pierwsze nie jest powszechnie znana, a u tych co znają nie cieszy się jakąś szczególną estymą. Przedliftowa wersja Monzy, czyli A1 jest też naprawdę ładna dla oka. Obserwuję czasami ogłoszenia tego modelu w Polsce – wiszą miesiącami, cena spada, a i tak nikt tego nie chce.
9. Mercedes-Benz W202 C36/C43 AMG
Wszyscy mlaskają nad M3 i zapominają, że epoka aut spod znaku AMG ma już trochę lat. A tymczasem jest konkurent E36 M3 od M-B. Już pod koniec 1993 roku mogliśmy się zaopatrzyć w usportowioną klasę C z silnikiem o pojemności 3.6 litra i mocy 280 KM. W 1997 roku poszaleli jeszcze bardziej i wpakowali pod maskę V8 o pojemności ponad 4 litrów i mocy 306 KM. Pod koniec był jeszcze C55, który miał prawie 350 KM, ale to już bardzo rzadkie auto. Samochód nie jest jeszcze należycie ceniony chyba z powodu sylwetki, która jest mało sportowa i niestety może kojarzyć się z rdzą, która trapiła “Gwiazdy” w tamtych latach.
8. BMW E34
To może się wydawać trochę kontrowersyjne, ale konkurencyjny W124 już dawno doczekał się statusu auta kolekcjonerskiego, a już zwłaszcza w przypadku jego rzadszych wersji nadwoziowych, czy silnikowych. Tymczasem E34 ciągle pozostaje w cieniu konkurenta ze Stuttgartu – zapewne też przez brak w ofercie wersji coupe, czy kabriolet. Co prawda jest coraz lepiej, ale dalej ciągnie się zanim historia z pseudo-gangsterami, przez co jest źle odbierany i chyba niedoceniany należycie. Tymczasem to bardzo ładne, przyjemnie wykonane auto, które daje mnóstwo radości z jady. Czas obszedł się z nim wyjątkowo dobrze (no może poza wnętrzem) i naprawdę cieszy oko. Sporo egzemplarzy zostało zajechanych, lub tak okrutnie stuningowanych, że obecnie sprzyja to wzrostowi wartości zadbanych E34, ale także jego spostrzeganiu jako YT.
7. Subaru Libero / Domingo
Co tu dużo mówić – po pierwsze jest “słitaśne” w diabły. Do tego jeszcze jest na ramie, ma napęd na 4 koła i jest bardzo praktyczne, pomimo małych wymiarów. Poprzednia generacja Libero jest już dostrzeżonym YT, ale moim zdaniem nie jest tak fajna jak ta.
6. Mitsubishi Galant A123 Sigma
Ta sylwetka! Dla mnie dużo bardziej rasowa niż E12, czy E28, nad którymi zachwyca się każdy, a tymczasem taki Misiek pozostaje w tle. Nie dziwota – w Polsce jest może z kilka sztuk, co nie znaczy, że nie powinno ich być więcej
5. Honda Integra Type R DC2
ITR to jedna z najbardziej rasowych Hond – wyścigówka do miasta z ręcznie składanym silnikiem – najlepszy to oczywiście wolnossący 1.8 B19C (200 KM). Motocykl na 4 kołach, co jest zgodne z duchem i historią Hondy. Do tego przez jakiś czas była najszybszym autem przednionapędowym świata. Jest majstersztykiem technicznym – nawet niedowiarków powinno przekonać to, że konkurencyjna Celica z tych lat (T20) potrzebowała aż 42 KM więcej, a do tego jeszcze… stałego napędu na 4 koła, żeby wyrównać wynik przyspieszenia do 100 km/h, który w obu autach wynosi około 6 sekund z małym hakiem. Toyoty powszechnie ceni się w sporcie, ale dla mnie to takie stylistyczne mydelniczki z charyzmą równą zeru i fajną mechaniką. Dlatego w zestawieniu nie ma żadnej Toyoty. Jeśli chcecie ITR-a to musicie się spieszyć – już dziś są to auta dosyć drogie (na bardzo ładny egzemplarz trzeba przygotować około 30.000 zł).
4. Honda Legend Coupe I generacji
Chyba nie trzeba tłumaczenia – wystarczy spojrzeć na to auto. Jego szlachetne, kanciaste kształty są przecudowne. Wnętrze – to samo. Przyjemnym dodatkiem jest jego unikalność – nie jest to kolejny C126 SEC na zlocie. Ale Legend Coupe to dla mnie taka japońska BMW 6-tka. Szkoda tylko, że ma przedni napęd. Tu znajdziecie więcej zdjęć tego egzemplarza i wywiad z właścicielem.
3. Honda CRX II generacji
To samo co wcześniej – wspaniała, charyzmatyczna stylistyka klina. Wspaniałe osiągi, niska masa, wspaniałe silniki. Już dziś zadbane, oryginalne egzemplarze kosztują od kilkunastu tysięcy w górę i cały czas idą w górę, bo nie zachowało się ich zbyt wiele – łebki porozbijały masę egzemplarzy.
2. Honda Prelude III generacji
Miałem – kocham. Pokrótce – wspaniałe wrażenia z jazdy, wielka charyzma, oryginalna stylistka – tego auta nie projektowano, żeby podobało się jak największej liczbie osób (czyt. żeby było nudne) – miało być niskim klinem i takie właśnie jest – bezkompromisowe, nie ogląda się na mentalnych dziadków stękających, że nie wygodnie im się wsiada – konstruktory mieli na to wyjexxxe i chwała im za to – dzięki takiemu podejściu powstają prawdziwe samochody, a nie nudne plastiki. Co dam dalej? Pozycja za kierownicą dająca fajny kontakt z autem, smaczki techniczne – jak pierwszy dostępny w zwykłym aucie system 4 kół skrętnych (pamiętacie jak Renault chwalił się czymś takim w spotach Laguny Coupe? Honda miała to jakieś 20 lat wcześniej). Jedyna wada – brak silników VTEC, choć w tym czasie nawet Civic i CRX posiadały vitki w palecie. Można dodać jeszcze dosyć szybko postępującą korozję (zwłaszcza na tylnych nadkolach), ale to tylko kolejny czynnik, który sprawi, że za jakiś czas ceny tych aut pójdą w górę, bo ładnych egzemplarzy nie zachowa się zbyt wiele.
1. Honda Accord Aerodeck III generacji (CA5)
Jak Accord to oczywiście musi to być Aerodeck tej generacji. Tłumaczenie jest chyba zbędne – koncepcja jest bardzo niecodzienna (hatchback w segmencie D), a jego detale – jak chowane przednie oczka, tylna klapa otwierająca się razem z kawałkiem dachu nie pozostają w tyle. Do tego jak zwykle w przypadku Hondy bardzo zacne motorownie pod maską
Komentarze
Prześlij komentarz